środa, 19 lutego 2014

Chapter Three

          Wrócił do domu w podłym nastroju. W salonie nadal paliło się światło, co ani trochę go nie zdziwiło. Zayn miał już w nawyku siedzieć do godziny siódmej rano przed konsolą i grać. Najczęściej były to wyścigi albo strzelanki. Typowe gry dla faceta. Kończył grać jak tylko musiał się szykować do szkoły. Zdją buty i poszedł w kierunku pomieszczenia, gdzie siedział mulat. Opadł ciężko na kanapę.
-Tak szybko?- zdziwiony głos Malika dotarł do jego uszu. Nawet w takim momencie nie przerywał gry. Westchnął i poczuł na sobie zirytowany wzrok.
-Nie chce mnie znać.- mruknął i wziął z ławy pada. Brunet zmienił tryb na multiplayer i już po chwili oboje zajęli się Need for Speedem i rozmową.
-Co odwaliłeś? Laski tak szybko cię nie spławiają.- białe PorscheCarrera GT znalazło się na pierwszej pozycji.
-Właśnie chodzi o to, że nic.- niebieski Chevrolet Camaro uderzył z impetem w cysternę, tylko po to, aby znów wrócić na trasę wyścigu.
-Chcąc, nie chcąc musisz przyznać, że uroczo się rumieni.- Zayn pociągnął zdrowo z butelki, w której znajdował się napój alkoholowy. (Taa.. któż by się nie domyślił. -dop.aut) Szatyn spojrzał na przyjaciela z lekkim zdezorientowaniem.
-Skąd wiesz jak ona się rumieni?- spytał. Długo nie musiał czekać na odpowiedź.
-Dzisiaj na biologii pracowaliśmy w parach. Na słowa "Mała nie przyglądaj mi się tak, bo mi Louis kutasa odgryzie" zaczerwieniła się. Wyglądała jak burak. Uroczy burak.- Porsche znalazło się na pierwszej pozycji w rankingu.- Wspominałeś, że nie widziałeś jej uśmiechu. Wiesz co? Chodzę z nią rok do klasy i też nie widziałem tego wyjątkowego zjawiska.
Niebieskooki spojrzał na niego jak na kretyna. Nigdy nie widział jak ona się uśmiecha? No przecież to niemożliwe, żeby człowiek się nie szczerzył przez rok. Wiedział jedno. Lilith Tincleton była osobą z tajemnicami i on Louis Tomlinson musiał je jak najszybciej rozwikłać.

           Blondynka jeszcze raz przejechała szczotką po włosach. Spojrzała w stronę swojego łóżka, gdzie nadal spała jej młodsza siostra. Cieszyła się, że małej już nie dręczy, żaden koszmar. Zeszła już ubrana do kuchni i zaczęła przygotowywać naleśniki. Z szafki wyjęła wszystkie potrzebne składniki, patelnię, talerze, mikser i miskę. Pochłonięta smażeniem nie zauważyła wchodzącej do kuchni staruszki.
-Lilith? Już nie śpisz?- kobieta spytała i usiadła na jednym z krzeseł przy kuchennym stole.
-Jak widać. Dzień dobry babciu. Dobrze spałaś, bo nasz potworek niezbyt?- blondynka postawiła przed staruszką porcję składającą się z trzech naleśników z serem. W tym samym momencie do kuchni wlazła zaspana pierwszoklasistka. Przywitała się z babcią i zabrała z drugiego talerza naleśnika z nutellą. Lilith włożyła wszystkie naczynia do zmywarki i poszła na górę. Wyciągnęła z szafy czarne rurki, czarną bluzkę z logo zespołu "Black Veil Brides". Założyła jeszcze czerwone trampki, a do spodni przyczepiła dwa łańcuchy. Pociągnęła rzęsy tuszem. Spojrzała na grzejnik, gdzie nadal wisiała bluza Louisa. Bez namysłu wrzuciła ją do torby i wyszła z domu krzycząc "Idę do szkoły".
       Biologia była dzisiaj dość zaskakująca. Malik bez żadnego polecenia usiadł przy zielonookiej i co więcej, uśmiechnął się do niej. Przetarła dłonią twarz i spojrzała na chłopaka.
-Co ty tu robisz?- warknęła. Zaśmiał się i przyłożył palec do ust. Najwyraźniej zauważył, ze nauczyciel jest dzisiaj bardzo zirytowany. Wyrwał ze środka zeszytu kartkę i szybko coś na niej naskrobał po czym podał zwitek dziewczynie. (Courier - Zayn, Times-Lilith ;3)
Myślałem, że to miejsce jest wolne. ;D
Westchnęła i odpisała.
Nawet jeśli to co z tego?
Pyskata jesteś. Zamierzam tu siedzieć do końca roku. ^^
Mówiłam ci, że cię nienawidzę, Malik?
Nie, ale nie mogę się doczekać, aż powiesz ;* 
Zmięła kartkę i wrzuciła do plecaka. Co on sobie myślał? Ni z gruszki ni z pietruszki siada obok, chociaż przez cały rok była niewidzialna. Co za palant!
Z zamyśleń wyrwał ją upragniony dzwonek. Przerwa na lunch, chociaż na trochę uwolni się od Zayna i pogada z Brooklyn. Weszła do stołówki i podeszła do jednego ze stolików stojących na środku pomieszczenia. Kiedyś należała do elity, ale teraz miała to głęboko gdzieś. Patrzyła tępo na drzwi i czekała, aż wejdzie przez nie Azjatka. Po chwili zamiast niej ujrzała szatyna. Podniosła rękę do góry i machnęła nią w jego stronę. Podszedł do niej.
-Cześć Louis.- powiedziała i wskazała głową krzesło. Bez dłuższego namysłu usiadł na nim i spojrzał na nią pytająco.- Przepraszam za wczoraj. Trochę mnie poniosło. Nie myśl, że cię wtedy spławiłam czy coś... Byłam po prostu zmęczona.
-Spoko. Wiesz zostawiłem u ciebie bluzę. Mogę po szkole po nią wpaść?- spytał i obdarzył ją słodkim uśmiechem. Wywróciła oczami i wyciągnęła z torby rzecz należącą do chłopaka.
-Najwyraźniej nie musisz.- odpowiedziała i podała mu ją. Spojrzał na nią lekko zdezorientowany i wybuchł śmiechem.- Ale możemy się przejść po szkole. 

-Kiedy kończysz lekcje?- zapytał a ona zamyśliła się na moment. 
-Za godzinę.
-Będę czekał pod twoją szafką.- puścił jej oczko i usiadł przy stoliku zajmowanego przez 'szychy'. 

         Czy na każdym kroku jego pochrzanione życie musi mu przypominać, że Tincleton nigdy nie będzie jego? Najpierw zobaczył ją na stołówce, chciał podejść, ale wyprzedził go Louis. Teraz sobie spokojnie szedł do szafki. I co zobaczył? Louisa z Lilith. Krew w nim zawrzała i z impetem uderzył o ścianę. Kilka uczniów z młodszych i starszych roczników ominęło go pospiesznie. Co było najgorsze? Niewiedza czy Louisowi naprawdę na niej zależy, czy nie.
Przejechał nerwowo włosami po grzywce i ruszył w kierunku wyjścia. Z tylnej kieszeni jeansowych rurek wyciągnął czarnego iPhone'a. Nie wiele myśląc wybrał jeden z numerów.
Z: Siema Niall, ustaw mi dzisiaj jakiś wyścig. Chuj mnie strzeli jak zaraz nie odreaguje.
N: Spoko, ale nie możesz z Louisem? Przecież wiesz, że...
Z: Wiem stary. Dzięki. Louis jest zajęty. 
N: O dwudziestej trzeciej przy moście.
Z: Dzięki raz jeszcze. Widzimy się na miejscu.
Nacisnął czerwoną słuchawkę i wyjął kluczki od samochodu.Wsiadł do niego i z piskiem opon ruszył w stronę domu. Mijał wszystko w zastraszającym tępie i miał dużo szczęścia, że policja go nie złapała. Spojrzał na czerwone Lamborghini Veneo i szybko zatarasowało mu drogę. No proszę! Jednak przytrafiło się dzisiaj coś ciekawego. Auta stanęły a brunet wyszedł z pojazdu. Nachylił się nad czerwonym samochodem i nie czekając na zaproszenie wyrzucił ze środka czerwonowłosą dziewczynę. Wzięła głęboki wdech i spojrzała gniewnie na mulata.
-Popierdoliło cię padalcu?!- warknęła podchodząc do niego i uderzając z pięści w brzuch. Skrzywił się lekko. Nie żeby go to jakoś mocno zabolało, ale ogólnie nie odczuwa uderzeń od kobiet.
-Ścigam się o jedenastej.- powiedział i dał jej buziaka w policzek, który szybko wytarła.
-Zayn, co mnie obchodzi twój wyścig?- warknęła i znowu chciała wsiąść do samochodu, ale uniemożliwił jej to zasłaniając drzwi.
-Zawsze ze mną byłaś nawigatorze Kill.- uśmiechnął się, a ona przewróciła oczami.
-Za żadne skarby nie będę ci towarzyszyć! Rok temu rozpierdoliłeś mi Willie.- założyła ręce na piersi. Żadno z nich nie przejmowało się powstającym przez nich korkiem.
-Dobra jedziemy do mnie i pogadamy.- powiedział i rzucił czerwonowłosej kluczyki od swojego samochodu. Wiedział, że skoro on ma jej cacko to nie odmówi. I miał racje. Po chwili oboje jechali w stronę domu Mailka.




*Lilith*
           Nie wiem czy dobrze postępuję idąc razem z Louisem do jego mieszkania. Przecież w ogóle go nie znałam i nie mogłam byc pewna czy mi coś zrobi czy nie. Fakt faktem, że już raz mnie do siebie przyniósł i nic nie zrobił. Szliśmy na piechotę, nie wiem czemu, ale od kiedy   powiedziałam mu, że boję się jeździć samochodami omija przy mnie te maszyny szerokim łukiem. W sumie to dobrze.
-Jesteśmy na miejscu.- z zamyśleń wyrwał mnie głos szatyna. Jego willa, bo śmiało można było tak nazwać ten dom, wydawała się jeszcze ładniejsza niż trzy dni wcześniej. Weszliśmy do środka a do moich uszu dochodziło szczekanie.
-Louis. Masz tu psa?-spytałam przerażona, a on jakby tego nie zauważając skinął głową. Zagwizdał a do pomieszczenia wbiegł ogromny dog niemiecki. Podbiegło do mnie, skoczył i zaczął lizać po twarzy. - ZABIERZ GO! ZABIERZ KURNA!
Parsknął śmiechem i złapał bestię za czarną, ćwiekowaną obrożę.
-Boisz się psów?- skinęłam głową. Zaczął się śmiać już na dobre.- Samochody? Psy? Jest coś jeszcze?
-Ogień.- mruknęłam pod nosem. Przewrócił oczami i zaprosił mnie do salonu. Skłamałabym gdybym powiedziała, że jest skromny. Czarny telewizor na ponad połowę ściany, dwie skórzane kanapy, cztery fotele do kompletu, szklany stolik, barek z przeróżnymi napojami alkoholowymi. Długo możnaby opisywać te wszystko opisywać. Usiadłam na kanapie, a szatyn obok mnie. 
-Tak sobie pomyślałem, że skoro boisz się aut. To cię z tego wyleczę.- powiedział i uśmiechnął się do mnie. Że co?! Wyleczyć mnie z obsesji? Tak, tak powodzenia, krzyżyk na drogę, adios.
-Nie.-warknęłam.
-Chcesz do końca życia ssię tego bać?- spytał patrząc w moje oczy. 
-Tak.- powiedziałam pewnie, a on przewrócił oczami. 
-To chociaż ze mną zagraj. Malika jeszcze nie ma.- powiedział podając mi pada od konsoli. Mieszkał z tym dupkiem. Super, genialnie. Włożył do napędu grę i po chwili znów obok mnie usiadł. Położyłam nogi na kanapie, a on na stole. Pełna kulturka. Spojrzał na ekran telewizora i zauważyłam trzy przerażające słowa.
-Need For Speed? Zwariowałeś?
-Gry też się boisz?- Ugh! Jaki on był irytujący, nawet jak idę ulicą to mam w głowie obraz jak jedna z tych diabelskich maszyn, uderza we mnie z impetem. Po jego długich przekonaniach zgodziłam się i już po chwili... dałam się wciągnąć. Szczerze mówiąc to nie było takie złe, co z tego że obijałam się o wszystko co możliwe. Rozluźniłam się. Kiedy wraz z Louisem pokonywaliśmy kolejne okrążenie.

           Drzwi od domu się zatrzasnęły a do kuchni wpadła czerwonowłosa. Wyjęła z lodówki oranżadę i wypiła na jednym wdechu. Zaraz po chwili dołączył do niej mulat. 
-Gdzie Lou?- spytała, a on wskazał ręką na salon. Szybko się skierowała w tamta stronę. Wchodząc do salonu zauważyła go na kanapie razem z jakąś blondynką. Wzięła rozbieg i wskoczyła na zdezorientowanego Tomlinsona. Runęli na podłogę, tak że leżeli obok siebie, a on miał głowę pod stolikiem. 
-Kurwa co jest.- warknął szatyn i podnosząc się uderzył głową w blat. Przeklął jeszcze raz i spojrzał na napastnika. Jak tylko zobaczył pukiel czerwonych włosów momentalnie się uśmiechnął. -Kill! Wróciłaś!
-A jakżeby inaczej. Mówiłam ci, jak tylko wygram to was nawiedzę.- powiedziała siadając na jednym z foteli.- Kill poznaj Lilith, Lilith to Kill.
Dziewczyny wymieniły uścisk dłoni.
-Miło widzieć, ze Louis w końcu sobie kogoś znalazł. Nie to co Zayn. Ile jesteście razem?- zabolało. Czarnowłosy zacisnął dłonie w pięści. To, że razem siedzieli nie znaczy, że są parą. Dlaczego Kill tak pomyślała? 
-My nie jesteśmy razem.- powiedziała blondynka i oddała Tomlinsonowi pada. Piwnooka uniosła lewą brew do góry i przeprosiła. Obok niej usiadł mulat, witając się z przyjacielem i koleżanką. 
-Dobra. Wróciłaś, znaczy, że wygrałaś. Znaczy, że zdobyłaś?- spytał Malik, a na twarzy czerwonowłosej wykwitł przeogromny uśmiech. 
-TO CUDEŃKO ROSEMERY'EGO JEST MOJE!- krzyknęła i uniosła ręce do góry. 


~*~*~
Jeśli mam być szczera. Totalnie nie miałam siły na ten rozdział więc wyszedł dupnie, ale 4 przynajmniej mam zaplanowany. Tak planuję rozdziały w punktach. xD Pojawiła się Kill ♥ Jedna z kluczowych postaci, ale nie aż tak mega bardzo ważna. Mam wrażenie, że ją polubicie.
Dziękuję za 4 komentarze i pół tysiąca wyświetleń. Jesteście wielkie <3

1 komentarz: